niedziela, 2 czerwca 2013

Rozdział 1



CHARLIE
Na mahoniowym, masywnym biurku spoczywał fragment papieru. Charles przeczytał zapisane na nim słowa już tyle razy, że znał zawartą na kartce treść już niemal na pamięć. Umieszczony wcześniej w kopercie list leżał płasko na blacie. Zgięcie, które przechodziło przez środek kartki było już ledwie widoczne.
Kto w dwudziestym pierwszym wieku wpadł na pomysł, aby napisać list? Sam zdążył się już dawno przyzwyczaić do wszechobecnej elektroniki, choć pamiętał dokładnie jak bardzo niegdyś irytowała go wszędzie rozpowszechniająca się technika. Dzisiaj wolał już wystukać maila na klawiaturze, albo szybko odpowiedzieć za pomocą sms’a.
Nie rozpoznawał pisma z kartki, a na kopercie nie było adresu nadawcy. Nie istniała nawet opcja, by snuć jakiekolwiek domysły – nie miał zielonego pojęcia, kto nadesłał wiadomość. Przypuszczał jednak, że anonimowość była w tej sytuacji zamierzona – list bez adresu osoby, która go napisała, uniemożliwiał mu napisanie odpowiedzi i zadanie nękających go pytań. Jedynie pieczątka na kopercie podpowiadała, że został nadany zza oceanu.
Nie pamiętał już, kiedy ostatnio został po pracy tak długo jak dzisiejszego popołudnia. Przysłonił lekko żaluzje okien wychodzących na północno-zachodnią stronę. Chowające się za horyzontem słońce każdego popołudnia zalewało swoim blaskiem jego biuro. A dzisiaj nie miał najmniejszej ochoty na podziwianie pięknego zachodu nad Morzem Tyrreńskim. Jedynym, co zaprzątało jego myśli, były ostanie ze słów listu, który przyszedł do jego biura dziś po południu:

Jennifer odeszła od nas w środę, 14 kwietnia. Pomyślałam, że może chciałbyś o tym wiedzieć.

*

JOE
- Miłego weekendu, panie Jonas. – Usłyszał za sobą uprzejmy ton głosu sekretarki. Odwrócił się jeszcze na chwilę i odpowiedział jej uśmiechem, którego nauczył się już na pamięć. Nie wszyscy przecież musieli wiedzieć, że ma już kompletnie dość otaczającego go świata.
Kiedy przekroczył próg biura nieruchomości, w którym pracował, wziął głęboki oddech. Po raz kolejny musiał wskoczyć w tłum ośmiomilionowego miasta, które coraz bardziej zaczynało męczyć go swoim hałasem i pośpiechem. Kiedy po dziesięciu minutach zdążył przedrzeć się przez ruchliwą ulicę i wszystkie drogowe światła, zrezygnowany wszedł do pierwszego baru, który napotkał na swojej drodze.
Za szklanymi drzwiami spotkał świat, który zdawał się być całkiem odrębnym od tego, z którym miał do czynienia na co dzień. Podłoga wyłożona biało-czarnymi kafelkami lśniła na błysk, a w kącie pomieszczenia stała stara szafa grająca. Szybko rozpoznał dochodzący z głośników głos Elvisa Presleya. Z knajpki utrzymanej w latach pięćdziesiątych biło ciepło i gościnność, więc postanowił, że tutaj zostanie i zamówi coś ciepłego do jedzenia.
Obserwując umieszczone na ścianach plakaty filmowych hitów poprzednich dekad, nie zauważył kelnerki, która podeszła do jego stolika. Podskoczył przestraszony, kiedy jej głos wyrwał go z przemyśleń.
- Naleśniki z syropem klonowym i owocami poproszę – odpowiedział bez większego zastanowienia i uniósł nareszcie głowę znad karty dań.
Wysoka dziewczyna, która stała tuż przed nim zanotowała zamówienie w małym notesie i zapytała po chwili:
- Może coś do picia?
Ale Joe znów zawiesił się wśród własnych rozmyślań. Nie miał zupełnie pojęcia, co aż tak ujmującego miała w sobie istota stojąca tuż obok. Jej długie, blond włosy związane były w wysoką kitkę, a gdzieniegdzie dało się zauważyć brązowe odrosty. Ciemne oczy dziewczyny, były nadzwyczaj duże i smutne, a policzki blade i kościste.
Uniosła brwi w oczekiwaniu na odpowiedź, a Joe w końcu poprosił dodatkowo o kawę zbożową, klnąc w duchu na Elvisa, który wyśpiewywał akurat ostatnie słowa Can’t Help Falling In Love.

*

KEVIN
Szpital, do którego właśnie wszedł, nie przypominał zupełnie miejsca, które wyobrażają sobie w głowach ludzie, bądź które zwykle przedstawiane jest w wiecznie ten sam sposób we wszelkiego rodzaju thrillerach czy horrorach. To miejsce nie przypominało w ogóle szpitala z utartych stereotypów.  Ściany wyłożone drewnianymi panelami przypominały te, którymi wyłożony był hall jego domu, a niebieski dywan był czysty i zadbany. Czasami tylko z sali do sali przemknął lekarz bądź pielęgniarka w białym kitlu – tylko to zdradzało istotę i cel tego miejsca.
Kevin uśmiechnął się z daleka do recepcjonistki, która odpowiedziała mu tym samym. Nie musiał się już tłumaczyć do kogo i dlaczego tutaj przychodzi, bo w końcu bywał w odwiedzinach co kilka dni i sam znał już dość dobrze personel szpitala.
Kiedy w końcu znalazł się pod drzwiami z numerem sześć, wziął głęboki oddech i z uśmiechem przestąpił próg pomieszczenia.
Jego młodszy  brat leżał ze skrzyżowanymi nogami na łóżku i rozwiązywał krzyżówki. Słysząc skrzypnięcie drzwi, odwrócił wzrok w jego stronę.
- Zabieram cię stąd, Nick – oznajmił wesoło Kev i usiadł na posłanym łóżku tuż obok brata. Przyglądał się mu uważnie napawając się rosnącym na jego twarzy zdziwieniem.
Zbliżająca się możliwość zwolnienia Nicka z pobytu w szpitalu wisiała w ostatnich tygodniach w powietrzu. Lekarz nie chciał jednak dzielić się tą wiadomością z samym pacjentem – inaczej cała terapia mogłaby pójść na marne. A Kevin niecierpliwił się w związku z tym najbardziej. Nie mógł doczekać się chwili, w której doktor pozwoli mu podzielić się z Nickiem tą radosną wiadomością.
- Co ty gadasz! – młodszy z braci nie krył zaszokowania. Podniósł się z poduszek i odłożył krzyżówki na bok.
- Nie żartuję. Johnson wypisze cię w sobotę i będziesz mógł nareszcie wrócić do domu.
Na twarzy Nicka rozkwitł szczery uśmiech, którego Kevin nie widział już od miesięcy. A teraz, w końcu wszystko miało się udać.
Wiedział, że już nigdy nie pozwoli na dopuszczenie do wydarzeń, które bezmyślnie zbagatelizował niecały rok temu.
*

BLAIR
- Naleśniki z syropem do dwójki. – Matt z łoskotem postawił talerz na blacie, a kiedy Blair chciała już wyciągnąć po niego rękę, danie chwyciła jako pierwsza jej koleżanka ze zmiany – Nina.
- Teraz ja biorę tego przystojniaka.
Oczywiście, że nie mówiła o naleśnikach, tylko o kliencie od którego Blair przyjęła zamówienie kilkanaście minut wcześniej. Blondynka wzruszyła ramionami obserwując z daleka jak rudowłosa koleżanka pochyla się nad stolikiem tak, aby siedzący przy nim młody mężczyzna mógł zajrzeć prosto w jej dekolt.
- Spodobał ci się ten dziwoląg? – Matt zmrużył oczy obserwując jegomościa siedzącego po przeciwnej stronie sali.
Blair spojrzała na kucharza z politowaniem i odwróciwszy się na pięcie, bez słowa odmaszerowała na zaplecze knajpki.
Zamknąwszy drzwi, opadła ciężko na stare krzesło stojące w kącie małego pomieszczenia odczuwając jednocześnie promieniujący ból w stawach. Branie dwóch zmian pod rząd nie było zdecydowanie dobrym pomysłem, ale chciała być po prostu koleżeńska i wyrozumiała. Dlatego właśnie zamieniła się z Carlosem, który w ostatniej chwili dowiedział się, że jego dziewczyna wylądowała na porodówce. Tak czy siak spędziłaby kolejny wieczór przed monitorem komputera, z ulubionymi serialami i tabliczką mlecznej czekolady. Dlaczego więc nie wykorzystać wolnego czasu oferując swoją pomoc?
Pięć minut, które spędziła na zapleczu minęło bardzo szybko. Zbliżał się wieczór, więc ruch panujący w restauracji wzrósł nieco, dlatego musiała ruszyć dalej do pracy, by przyjąć nowe zamówienia.
Zanim weszła jednak na sale, jej uwagę przykuł histeryczny śmiech Matta, więc zawróciła na chwilę w kierunku kuchni. Kucharz standardowo dokuczał Ninie, która po raz kolejny dzisiaj dąsała się z jakiegoś powodu obrażając się z minuty na minutę na cały świat.
Blair spojrzała pytająco na kolegę z kuchni, który wciąż był rozbawiony do granic i właśnie o mały włos nie uciął by sobie palca ogromnym tasakiem.
- Jest wściekła, bo nie spodobała się Panu Przystojnemu z dwójki.
Blondynka uniosła brwi i uśmiechnęła się lekko.
- Zostawił swój numer telefonu na serwetce. Chyba dla ciebie. – Matt skinął głową w stronę blatu, na którym leżał fragment kolorowej serwetki z wypisanymi cyframi.
Blair spoważniała zaskoczona i spojrzała przez uchylone drzwi w stronę stolika przy którym siedział wcześniej brunet, ale po gościu został tylko pusty talerz z nadgryzionym kawałkiem naleśnika.


Kilka komentarzy pod prologiem i tyyyyyle radości. Nawet nie wiecie ile dało mi to motywacji do pisania. Cieszę się, że zaciekawił Was początek i mam nadzieję, że rozdział również nie zawiódł. Dziękuję z całego serduszka :3.